Od autora: Bez Nich nie ma niczego w Imperium. Coraz bardziej przybliża się czas ukazania mojej powieści "Wojny Galaktyki". Jednak wracając do opowiadania, to przeczytajcie je, gdyż wyjaśnia właśnie tą organizację Imperium działającą w jej podstawach.
Adeptus
Mechanicus to wyspecjalizowana technologicznie organizacja Imperium. Jako
jedyni potrafią naprawić i stworzyć imperialne bronie wykorzystywane w całym
państwie. Bez Nich, Imperium by nie istniało. Stworzyli napęd Spaczni, dzięki
któremu pokonywanie galaktycznych przestrzenie nie zajmowało dekad lub wieków.
Wszystko stało się bardziej przyjazne ludzkości. Stwarzali broń do obrony,
statki do podróży, machiny do walki i pracy budowniczych, wielkie fabryki i
inne wspaniałe urządzenia. Jednak Adeptus Mechanicus wszystko zaprzepaściło
przez swoją rządzę władzy.
W
trzydziestym pierwszym milenium popełniło błąd niszczący doskonałość tej
organizacji. Połowa oddała się pod rządy Chaosu i została wybita, prawie do
ostatka, ale przez rewolucję bardzo wiele z planów i wiedzy zniknęło ze świata.
Nikt nie wie, gdzie się one zapodziały. Dlatego właśnie Kapłani Maszyny
podróżują na wszystkie światy Imperium poszukując doskonałych Standardowych Szablonów
Konstrukcyjnych (STC), które zginęły w czasie dawnych wieków, Mrocznej Ery Technologii.
Uważają jednak, że istnieje jeden STC mający całą wiedzę z pradawnych lat.
Kapłani
Maszyny starają się odnaleźć tą zupełną wiedzę, lecz jest to prawie niemożliwe,
gdyż wiele z tych urządzeń poginęło lub zostało zniszczonych. Mimo tego specjalnie
wydzieleni członkowie, Magos Eksplorators, szukają ich nie bacząc na swoje
życie, bo nie jest ono ważniejsze od wiedzy Omnissiaha – Boga Maszyny. Razem z
nimi wyruszają Magos Genetors, by badać organizmy w nowoodkrytych światach.
Rozdział I
"Nowe
Odkrycie" arka klasy Mechanicus była okrętem wojennym Arcymagosa Eksploratora
Arkadiana Veratisa, który wyruszył w podróż poza Segmentum Ultima z dwoma
krążownikami bojowymi klasy Mars, "Przebiegłym" i "Odważnym".
Wszystkie te statki posiadały imponujące uzbrojenie i opancerzenie, bo musiały
przetrać przynajmniej jedno spotkanie z obcymi rasami, które mogą być potężne.
Wyruszyli od
Ramienia Centaura w dal używając krótkich skoków przez Spacznię w nieznane
rejony galaktyki. Nie wiedzieli, co ich spotka, ale otrzymywali sygnał.
Nieprzerwany alarm z prośbą o pomoc. To było poza terenami bronionymi przez Imperialną
Flotę, dlatego nie mogli się tam wybrać z oddziałami wojskowymi, a na dodatek alarm
wysyłano starym kodem Adeptus Mechanicus, który odesłano natychmiast na Marsa,
główną planetę produkcyjną Imperium znajdującą się niedaleko stolicy Terry.
Arkadian
Veratis patrzył w dal słuchając pracy serwomotorów u każdego członka załogi
"Nowego Odkrycia". Na mostku znajdowali się jedynie potrzebni ludzie.
Wszyscy ubrani w długie szaty z kapturami. Astropaci i Nawigatorzy jako jedyni
nie mieli wymienionych części ciała na bioniczne lub mechaniczne; ramiona albo
organy. Musieli być całkowicie ludzcy, by władać potężnymi mocami
wykraczającymi poza ludzkie rozumowanie.
– Ile
zostało nam do wyjścia i rozpoczęcia kolejnego skoku? – powiedział szorstkim,
mechanicznym głosem Arcymagos odwracając się do głównego nawigatora statku,
który podłączony był do okrętu paroma kablami wchodzącymi do kręgosłupa. Osoba
miała rybą twarz z palcami połączonymi błonę i bardzo dużo sierści na twarzy.
Geny pomagające płynąć przez Spacznię nie były najpiękniejszymi egzemplarzami.
Bardzo zmieniały postać człowieka i najczęściej oślepiały osobę, a jej skórę
zmieniały w czarną skorupę. Właśnie ten nawigator tak wyglądał. Bardzo
nieludzko, lecz nikt się tym nie przejmował, gdyż kazirodztwo w Domach
Nawigatorów było na porządku dziennym. Przede wszystkim nie chodziło o wygląd,
ale zdolności widzenia przestrzeni.
Mostek
wyglądał jak duży trójkąt z zaokrąglonym stropem. Po bokach znajdowały się
konsole i monitory, z których wychodziły kable do podłączenia dla kapłanów
pracujących na okręcie, oraz iluminatory ukazujące purpurowe sztormy Osnowy. Na
samym środku znajdowało się podwyższenie z fotelem dla głównego kapitana oraz
okalające balkon konsole, do których mógł się podpiąć, gdyby zechciał
zaczerpnąć wiedzy statku. Można było z niego zejść po schodkach prowadzących od
razu pod drzwi wejściowe.
– Dziesięć
terrańskich minut – odpowiedział nawigator nie otwierając białych oczu. –
Wyskoczymy z Osnowy za dwie minuty i czterdzieści trzy sekundy.
– Dziękuję –
mruknął Arkadian i odwrócił się do zebranych tutaj kapłanów. Wszyscy znajdujący
się Kapłani Maszyny byli osobami z Magos Metallurgicus i Magos
Technicus, oprócz niego. Potrafili rozumieć statek jak mało kto i działali
szybciej niż zwykła myśl, dzięki podłączeniu nerwów z komputerem. – Kapłani,
czy wszystko jest całkowicie sprawne?
– Oczywiście, że tak Arcymagosie – odpowiedział jeden z najbardziej zmienionych
ludzi z załogi znajdującej się na mostku. Nie miał jeszcze wymienionego ośrodka
mowy, co było tylko kwestią czasu. Szybko piął się po szczeblach hierarchii. –
Wszystko zgodnie z planem.
– Doskonale – oznajmił zadowolony z siebie Veratis i zszedł z balkonu
dowódcy. Rozejrzał się na boki, czy jakiś członek na mostku nie ma do niego
sprawy i wyszedł wejściem, które otworzyło się dla niego automatycznie.
Prowadziło do windy, która przewiozła go do głównego holu.
Gdy wyszedł zobaczył idącego w jego stronę żołnierza. Był dowódcą
oddziałów pod rozkazami Arcymagosa, Skitarii. Mistrz Skitarii jako władca całej
brygady miał bardzo dużo uprawnień. Nazywał się Kardis. Był już żołnierzem
Imperium od jakiś stu dwudziestu lat i nadal potrafił bardzo dobrze kierować
siłami, które chroniły statki i fortyfikacje Kapłanów Maszyny. Wyruszenie na tą
misję jego dwudziestej ósmej brygady było obowiązkowe. Nikt nie podróżowałby
tak daleko bez świetnych jednostek. Skitarii byli modyfikowanymi bionicznie i
mechanicznie żołnierzami, którzy służą Adeptus Mechanicus jako wojsko od
tysięcy lat. Są to selekcjonowani ludzie, którzy czasami wywodzą się z Gwardii
Imperialnej.
Mężczyzna nie miał już swojej prawej ręki, tylko mechaniczną kończynę,
która połączona była z nerwami i krwioobiegiem, by działała perfekcyjnie. Mogła
o wiele więcej wytrzymać niż ludzka kończyna. Ubrany był w szare spodnie,
których nogawki wchodziły w cholewy długich, grubych i podkutych butów, tak jak
nakazywał regulamin. Miał zieloną koszulę i zielono-czarno-brązową kurtę, a
przy pasku kaburę z pistoletem bolterowym klasy Ceres.
– Arcymagosie! – krzyknął Kardis podchodząc do kapłana. – Wojska są
gotowe i czekają. Czy po następnym skoku będziemy już przy tej planecie?
– Myślę, że tak – wypowiedział się Arkadian. – Niech będą gotowi do
walki. Nie jestem pewien co spotkamy. Muszę iść coś sprawdzić. Odmaszerować! –
rozkazał i odwrócił się w tył. Skierował się do swojej kajuty znajdującej się
niedaleko windy.
Arcymagos siedział w swojej kajucie na adamantowym tronie skierowany w
stronę drzwi. Pokój nie był duży. Wyglądał raczej jak magazyn, a nie miejsce
dla bardzo ważnego człowieka, ale kapłanowi maszyny wiele potrzebne nie było.
Mógł nie jeść przez tydzień, a jego skóra nie zmieni się jakkolwiek. Nadal
będzie bardzo jasna, gdyż mało kiedy członkowie tego Adeptus chodzili bez
kapturów lub wychodzili z zadaszonych pomieszczeń. Kajuta doskonale to
uwidoczniała. Jedynymi rzeczami zauważalnymi były kable wychodzące z jednej z
tylnej ściany i podłączone specjalnymi otworami do kręgosłupa Arcymagosa, który
dostawał wszelkie informacje natychmiast do mózgu. Nie miał ust, ani zwykłych
rąk. Wszystko zamienione było na bioniczne lub mechaniczne części zamienne.
– Jeszcze trzy skoki i znajdziemy się przy planecie N73V295 – powiedział
cicho sam do siebie kapłan, dowiadując się tego od mózgu statku. Komputer
logiczny, który sterował wszystkimi podzespołami na okręcie, mógł bardzo wiele
czynności wykonać samemu. Nie zajmował się jedynie obliczaniem skoków i
pilnowaniem wykonujących obowiązków maszyn, lecz również zbieraniem wiedzy oraz
analizowaniem jej. Dzięki organicznym systemom potrafił działać szybciej niż
jakakolwiek maszyna mająca z układem elektrycznym w Imperium. – Dobrze, a więc
nie zostało nam zbyt dużo czasu. Wyświetl ponownie wszystkie dane, jakie
przeanalizowałeś w czasie lotu, od kiedy dostaliśmy sygnał.
Nastąpiła chwila, bardzo cicha i czasochłonna, ale potrzebna. Po jakiejś
minucie w głowie Arkadiana zaczęły pojawiać się obrazy i dźwięki. Zaćmiło go.
Mózg logiczny wszystko, co miał w pamięci przekazywał właśnie do ulepszonych
neuronów kapłana maszyny. Po jakiejś kolejnej minucie skończył. Świat wrócił do
normalnej ostrości.
Arcymagos powrócił z odświeżonymi wspomnieniami do każdej,
najdrobniejszej, wiadomości z tamtych dni. Zalały go obrazy, nad którymi jednak
już panował. Zobaczył wideo, które wysłało mu stamtąd tym starym sygnałem.
Ukazywało ostatnie dziesięć minut z życia serwoczaszki. Bardzo możliwe,
że po prostu wcześniejsza część uległa zniszczeniu lub moc informacji była tak
ukierunkowana, by najbardziej skupić się na tych ostatnich momentach. Veratis rozumiał
to. Wiedział czemu, ktoś mógł tak to wysłać. Najważniejsze było na samym końcu.
Nie oglądał wcześniej całości materiału, gdyż obejrzeli go najwyżsi członkowie
Adeptus Mechanicus i to właśnie oni wysłali go, i tą flotę, by to sprawdził.
Silnik logiczny jego statku rozpracowywał jednak stary kod i właśnie niedawno
zakończył rozkodowywanie. Dzięki temu Arkadian mógł obejrzeć ten materiał już
samemu.
Po pięciu sekundach szumu i rozmazanego ekranu wyłonił się korytarz.
Długi ciemny, zbudowany z jakiegoś kamienia, który świecił jasną, zieloną
energią z dziwnych napisów na ścianach. Serwoczaszka płynęła w powietrzu dzięki
swoim antygrawitacyjnym generatorom. Mała kamera nagrywała wszystkie dźwięki i
obrazy. Po jakiejś minucie spokoju i rytmicznego uderzania butów, najpewniej
jednego z członków Kapłanów Maszyny, ukazały się drzwi. Grube i toporne wejście
zbudowane było z dużych na dziesięć metrów czarnych prostokątów, które nagle same
otworzyły się pokazując co skrywają.
– Nagrywaj wszystko – rozkazał ktoś władczym i bardzo chropowatym głosem.
Musiał być to ktoś, tak jak Arkadian, kto miał zamiast własnego aparatu mowy wokabulator.
– Nie opuść żadnego dźwięku. Wszystko może się przydać Adeptus Mechanicus.
Odnaleźliśmy pierwotny STC. – Tutaj Veratis zatrzymał obrazy, wrócił do
normalności. Wiedział o tym, lecz ponownie usłyszenie tego zdania wzbudziło w
nim bardzo mocne uczucie radości. Nie miał jeszcze odciętej lewej półkuli. Nadal
mógł odczuwać emocje, może nie tak mocne, lecz takie wielkie szczęście z
odkrycia ważniejszego od wszystkiego, co znaleziono do tej pory. Puścił dalej.
– Wszystko idzie zgodnie z planem. Ekspedycja zakończy się za godzinę, gdy
sprawdzę co znajduje się pod miastem, ale STC wyruszy za piętnaście minut ciężkim
krążownikiem klasy Egzorcysta. Przybędzie do Marsa za jakieś trzy miesiące, ale
wiedza, którą przyniesie będzie mogła stać się najdoskonalszą w całym Imperium.
Przekaż tą informację dalej w świat i wciąż monitoruj wszystko co widzisz.
Serwoczaszka spełniła rozkaz, dzięki temu Arcymagos mógł oglądać tą
wiadomość. Przepłynęła dalej nad członkiem Adeptus Mechanicus w stronę wejścia,
za którym pojawiło się ciemne pomieszczenie. Nie istniało w nim światło.
Jasnozielone poświata zatrzymywała się na drzwiach i dalej nie wychodziła.
Nagle zajaśniała mocna latarka ze specjalnego ramienia w egzoszkielecie kapłana.
Serwoczaszka zarejestrowała dziwne zawirowanie przestrzeni, które
pochłaniało termiczne ciepło w środku wielkiej sali. Zaraz kamera zmieniła swój
kierunek i szła za białym światłem reflektora po całym pomieszczaniu. Wyglądało
jak ogromna kaplica wybudowana na część jakiegoś bóstwa. Okrągłe i gładkie
ściany były wysokie na dwadzieścia metrów i zakończone sufitem w kształcie
kopuły, która miała na samym środku dziurę. Światło miało zbyt słabą moc, by
przebić się wyżej. Nie wiadome było, co znajduje się w środku stropu.
Zaraz jednak światło zeszło w dół sali. Powiększyło rozproszenie, lecz
zmniejszyło siłę. Dzięki temu serwoczaszka zarejestrowała przerażająco ciekawy
widok. Wielka na siedem metrów kula kręciła się parę centymetrów nad podłogą.
Jej wygląd zaskoczył samego kapłana, który wciągnął niespodziewanie powietrze
przez nozdrza wzbudzając w wokabulatorze dziwne szumy. Czujniki w latającej
maszynie zaczęły badać kulę. Miała bardzo duży odczyt uwalnianej energii, która
pochłaniała okoliczne światło. Jednak termiczna kamera nie potrafiła odnaleźć
obiektu. Uznawała go za zimny kawałek świata.
– Czarna dziura pod powierzchnią planety – pomyślał Arkadian. – To robi się
coraz bardziej ciekawsze. Do końca materiału pozostało trzy minuty, zobaczmy.
Dalsza część filmu ukazywała serwoczaszkę, która latała nad badaną
wszystkimi czujnikami kulę. Nawet takimi, które już nie istniały w technologii
Adeptus Mechanicus od ponad jedenastu tysiącleci. Te wydarzenia musiały być
bardzo, ale to bardzo dawne. Dlatego właśnie Veratis dostał rozkaz od samego Generalnego
Wykonawcy Corbina Lorge'a o trzymaniu misji w tajemnicy. Wykryte
stężenia energii i moc materiału, z którego to coś zbudowano, nakierowały myśli
Arkadiana. Tylko jedne istoty mogły coś takiego posiadać.
– C'tan –
stwierdził cicho Arcymagos i zajęczał, gdy zobaczył w swoim umyśle ostatnie
minuty filmu. Kula zaczęła bardzo szybko wirować i przelewać
się w różne strony zmieniając swoją konsystencje w środku, lecz nie wychodząc
poza okrąg. Był to żywy metal, tajemniczy budulec Nekronów – zniewolonej,
pradawnej rasy zamienionej w roboty przez Bogów Gwiazd. Jednak C'tan zostali
wybici przez swoje sługi sześćdziesiąt milionów lat temu. – To niemożliwe, by
jakikolwiek z nich przetrwał! – krzyknął Arkadian i zaczął spowalniać nagranie.
Wysłał swoje informacje do komputera i pozwolił mu stworzyć hologram całego
wydarzenia. Otworzył oczy i patrzył na film przed sobą. Specjalnie wbudowane w
podłogę i ściany urządzenia rzucały trójwymiarowy obraz dokładnie na przestrzeń
przed kapłanem, który patrzył jak kula zaczyna się powoli kręcić i otwierać. Nagranie
zostało spowolnione stukrotnie. Jedna ze stron rozwierała się ukazując... Oko.
Czerwona tęczówka miała dziwny środkowy okrąg i doskonale równo ułożone trzy łezki
na jego obręczy. Niczego to nie przypominało Veratisowi, ale oglądał dalej.
C'tan obejrzał szybko najpierw całą przestrzeń. Zwykły ludzki organ by tego nie
zarejestrował, lecz widać było, że ten stwór widzi wszystko. Serwoczaszka nagle
spostrzegła dziwne zielone światło naokoło ścian sali, które wyszło właśnie z
dziury w stropie. Przemknęło po podłodze i dopłynęło do oka, które nagle opadło
ma ziemię. Energia przeszła po nim i wpływała. Po prostu łączyła się z C'tanem.
– Niemożliwe, to po prostu niemożliwe – mówił bardzo zaniepokojonym głosem
Arkadian. – Jeśli mam do czynienia z taką siłą to jedynym mądrym posunięciem
będzie wezwanie tych, którzy mogą znać to potworne monstrum: Straż Śmierci.
Specjalnie wyszkoleni Kosmiczni Marines z wielu zakonów, którzy służą
Ordo Xenos. Walczą z potwornościami galaktyki i chronią ważne ośrodki na jej
obrzeżach.
Arcymagos już wybrał łącze do Astropatów na mostku, by im kazać wysłać
wiadomość, lecz najpierw dokończy film. Patrzył dalej jak oko nagle zatrzymało
się patrząc w dziurę, ale energia nadal płynęła do niego nieprzerwanym
strumieniem przez jakieś trzydzieści sekund. Kapłan maszyny stojący nieruchomo tam
po prostu musiał być zaszokowany albo C'tan złapał go swoją złowrogą mocą. Gdy
energia skończyła przepływać, oko zmieniło swój kierunek patrzenia. Obróciło
się w stronę serwoczaszki, która szybko przeleciała w bok. Bóg Gwiazd nie
zwrócił na to uwagi, gdyż tęczówka zmieniła niespodziewanie swój kształt,
którego film już nie zarejestrował, bo wystrzelono z niej skoncentrowany
promień zielonej energii w jedną ze ścian, która zaraz rozwarła się tworząc coś
na kształt wyjścia, a dokładniej okręgu mającego szerokość sześciu metrów. Zza
niej widać było budynki i wiele różnych fabryk planety, której klimat był bardzo
pustynny. Przypominał Marsa.
Promień wyleciał w przestrzeń, nieprzerwanie ciągnąc się w dal, ale zaraz
uderzył kończąc swój bieg, a oko zamknęło się samoistnie, gdy nagle znajdujący
się w sali kapłan maszyny zakasłał i otrzymał wiadomość, którą serwoczaszka
również zarejestrowała.
– Tu kapitan "Nowego początku" – rozległ się lekko zaszumiony
głos człowieka. Musiał należeć do dowódcy tego ciężkiego krążownika klasy Egzekutor.
– Nasz statek spada. Niech Omnissiah ma nas w opiece.
Postaramy się uchronić STC. Niech Imperator nam błogosławi... – Tu komunikat
zakończył się razem z całym filmem.
– Wysłaliście prośbę o pomoc do Straży Śmierci? – zapytał Arkadian
siedząc na swoim tronie i patrząc na unoszącą się przed nim twarz jednego z
Astropatów. Człowiek nie miał na głowie żadnych włosów, a jego oczy
przypominały studnię. Skóra była bardzo pomarszczona i usiana ciemnymi plamami.
Musiał mieć podeszły wiek.
– Tak Arcymagosie – odpowiedział psionik marszcząc lekko brwi, których
nie miał. – Jednak zanim ta wiadomość dotrze, minie przynajmniej jeden
terrański dzień. Nie lepiej wysłać prośbę do Widm Śmierci? Oni się znają
na obcych w tych krańcach galaktyki.
– Misja musi pozostać w tajemnicy. Tylko Straż Śmierci nam to zapewni.
– Dobrze dowódco, jak sobie życzycie – stwierdził astropata kiwając
głową.
– Dziękuję – powiedział Veratis machając ręką na znak zakończenia
rozmowy.
– Arcymagosie, – oznajmił Kardis wchodząc do pokoju kapłana maszyny –
mogę zając chwilę? – Arkadian otworzył oczy. Właśnie rozmyślał nad tym co musi
zrobić, by odnaleźć pradawny STC. – Straż Śmierci odpowiedziała na naszą
prośbę. Wysyła jeden krążownik z pełną kompanią i czeka z dwoma innymi, gdyby
zaszła taka potrzeba.
– Doskonale – odparł lekko zaspanym głosem Veratis.
– Na dodatek za dwie godziny wyjdziemy z Osnowy i znajdziemy się dwa
kilometry od naszego celu.
– Rozumiem, przygotuj ludzi i powiedz im, że to co mogą spotkać może
wydawać im się mało niebezpieczne, ale niech się nie zawahają – rozkazał już
pewniejszym głosem.
– Tak jest – odkrzyknął Mistrz Skiratii i wyszedł z pomieszczenia.
Arkadian zamyślił się i ponownie nawiązał łączność z mostkiem. W czasie
odpoczynku połączył się z mózgiem statku i wyciągnął wiedzę na temat Widm
Śmierci.
– Wyślijcie prośbę do Widm Śmierci o to, by przynajmniej dwie ich
kompanie, pełne i gotowe, czekały na nasze zaproszenie. Ich wiedza może się
przydać.
Rozdział II
Arka "Nowe Odkrycie” wyłoniła się ze Spaczni wraz z dwoma
krążownikami bez żadnych problemów. Tak jak zakładał regulamin, nikogo w
przestrzeni nie było, a wyjście obyło się bezstratnie. W okrętach nie powstały
żadne wyłomy, a struktura poszycie nadal powstrzymywała zimny kosmos oraz
wyciek tlenu. Ani jeden pilot nie popełnił błędu i nie wpadł na granice bramy.
Zapowiadało się bardzo spokojnie i prawidłowo.
Arkadian stał na motku swojego statku i patrzył na planetę. Z daleka
wyglądała jak pomarańczowa, obracająca się w prawo kula, a wokół niej
orbitowała mała kropka oznaczająca stację kosmiczną.
– Czy czujniki wykrywają jakąkolwiek aktywność? – spytał Veratis nie
patrząc na członków załogi. Wyczuwał coś dziwnego na tej planecie. Nie miał
przypiętego do kręgosłupa kabla łączącego go z mózgiem statku. Chciał mieć
wolne własne neurony.
– Nie Arcymagosie – odpowiedział jeden z kapłanów. – Wszystko jest w
normie. W okolicy planety nie widać żadnych śladów bytności czegokolwiek.
Żadnych zjonizowanych gazów lub niezidentyfikowanych obiektów. Tablice Auger
czekają w gotowości. Jak znajdziemy się dwadzieścia kilometrów od orbity bez
problemu przeskanujemy obszar.
– To dobrze – stwierdził z lekką radością Arkadian. – Rozpoczynam
operację: Przechwycenie.
Arka nagle zaczęła lekko drżeć i za chwilę pomknęła do przodu. Silniki
plazmowe zaczęły swoją pracę. Za jakieś pięć minut powinni znaleźć się na tyle
blisko, by móc skanować obszary planety. To dobrze.
– Dowódco – oznajmił jeden z członków zajmujących się komunikacją. – Krążowniki
czekają na pański rozkaz. Mogą przybyć pierwsze i sprawdzić okolice?
– Nie zezwalam, niech lecą za nami – rozkazał Veratis, a kapłan
natychmiast przekazał wiadomość. – Jednak niech przygotują eskadry myśliwców.
Nie wiem co możemy tam spotkać za obrzydliwe monstra. Przekaż też, żeby
przygotowali ponad czterystu ludzi. Będę potrzebował oddziału zabezpieczającego
tą stację kosmiczną.
Gdy podwładny rozmawiał z kapitanami okrętów klasy Mars, Arkadian starał
się zrozumieć co się tutaj dzieje. Nie spotkali żadnych wrogów. A jak tam
znajduje się C’tan to już powinni być atakowani. Nie podobało mu się to. Nie
chciał uwierzyć w to, że wróg zniknął bez żadnego śladu. To nie miało
najmniejszego sensu.
W czasie rozmyśleń Arcymagosa statkiem zatrzęsło i rozdzwoniły się głośne
alarmy informujące o czymś ważny.
– Co się dzieje? – zagrzmiał Veratis z balkonu i usiadła na tronie
dowodzenia. Kable na rozkaz jego krótkiej myśli wbiły się w kręgosłup i
połączyły z mózgiem okrętu. Doszły do niego wszelkie informacje i komunikaty od
eskorty. Za chwilę wiedział wszystko. – Natychmiast rozpocząć rozruszanie
generatorów do stopnia osiemdziesięciu procent. Osiem baterii dział i dwa
działa laserowe niech ostrzelają wrogą jednostkę. Natychmiast!
Wykonano jego polecenia. Tak jak zakładał. Mózg okrętu również w tym
pomógł. Armaty wystrzeliły w stronę orbitującego okrętu bojowego klasy
Imperator, który właśnie starał się ich namierzyć i zniszczyć arkę swoimi
bateriami. Właśnie dlatego Arkadian szybko podłączył się kablami. Nie mógł się
zdać na swoje odruchy i mowę. Zbyt długo by zwlekał i jego statek nie wiadomo,
czy by przetrwał. Zaraz znajdujące się z przodu wrogiego okrętu lance laserowe
załadowały moc i oczekiwały na to, by zniszczyć przeciwnika.
– Załadować działo Nova! – krzyknął Veratis i zamknął oczy. Oddał się
całkowicie okrętowi. Teraz on nim kierował. Mózg statku odszedł na bok, by
zrobić miejsce jaźni Arcymagosa, który już miał plan. Jego okręt właśnie w tej
chwili zaczął przyspieszać i zmieniać swoje ustawienie względem statku bojowego
klasy Imperator. Główne działo znajdowało się na rufie i nie mogło być
przekręcane, dlatego Arkadian robił ten manewr. Dziesięć sekund i mogą zrobić z
przeciwnika sito.
Poczuł wszystkim nerwami jak pociski z dziesięciu baterii uderzyły w
tarczę próżniową. Wytrzymała tą salwę, lecz możliwe było, że z wrogiego okrętu
polecą w ich strony torpedy, a wtedy osłony nie pomogą w żaden sposób. Jednak
Arka klasy Mechanicus nie jest zwykłym statkiem wojennym.
Druga salwa trafiła w tarcze. Pięćdziesiąt procent mocy pola, a jeszcze
przeciwnik nie użył dział laserowych. Mieli jeszcze szanse. Zostały trzy
sekundy, dwie, jedna...
– Wystrzelić! – krzyknął na cały głos Arkadian i otworzył oczy. W pół
sekundy później okręt bojowy klasy Imperator przestał być zagrożeniem. Pocisk,
którym go trafili, nie należał do zwykłych, tak samo jak to działo.
Wystrzeliwało go z prędkością dochodzącą do światła, a amunicją była specjalna
plazmowa głowica. Przebiła się przez pancerz i pola bez problemu trafiając w
reaktor plazmowy. Dlatego właśnie statek wybuchł. – Doskonała robota kapłani.
Wyślijcie rozkaz do krążowników. Niech opanują tą stację bojową. My zajmiemy
się zabezpieczeniem "Nowego początku".
Po zrobieniu skanów planety i dowiedzeniu się, że nie ma na niej żadnego
życia, wysłano ekspedycję. Dwie kompanie Skitarii wyruszyły wraz z oddziałem
kapłanów maszyny mających na czele Arcymagosa.
Arkadian właśnie schodził z rampy transportowca i rozglądał się na boki
badając wszystko swoimi czujnikami. Starał się odnaleźć wszystkie urządzenia w
okolicy i zebrać od nich dane. Nie dowiedział się zbyt pożytecznych rzeczy.
Jedynie jakieś rejestry o błędach.
Ze skanów odkryto, że planeta należy do tych bardzo mało żyznych. Była to
pustynia z jednym duży miastem Adeptus Mechanicus, które znajdowało się w
ruinie, i całkowitym brakiem jakichkolwiek żyjących stworzeń. To dokładnie
pokazało, że muszą tutaj żyć Nekroni lub C'tan.
– Tylko jeśli tak, to kto w nas strzelał? – zachodził w głowę Veratis
rozglądając się po zgliszczach niegdyś wspaniałego miasta-iglicy. Teraz
widniały tutaj tylko małe murki i parę rozklekotanych fundamentów wielkich
budynków. – To co tutaj się stało musiało być bardzo okropne, a ten kto to
zrobił musiał być potężny. Statek mógł opanować jakiś Nekron, ale ten obszar musiał
paść pod wielką siłą. Jeśli ten kapłan, którego widział na filmie został
opanowany i zatrzymany w miejscu, to ten C'tan był bardzo, ale to bardzo
niebezpieczny. Wtedy cała wina o ten atak spada na Boga Gwiazd, lecz... Kto
zabił całą załogę okrętu bojowego? Nie został przecież wcześniej w żaden sposób
naruszony.
– Arcymagosie! – wykrzyknął Mistrz Skitarii Kardis. – Moja dwie kompanie
zabezpieczyły cały perymetr. Krążownik klasy Egzekutor nie ma żadnych żyjących
ludzi na pokładzie, a jego poszycie jest zniszczone i postrzępione. Nie wiem,
czy ktokolwiek lub cokolwiek mogło przetrwać po takim ciosie i upadku.
– To ja będę decydował, co jest możliwe – rozkazał Arkadian machając
dłonią, by kapłani ruszyli za nim. – Zbierz jakiś osiemdziesięciu ludzi i każ
zesłać więcej wojsk na planetę. Chcę byście przeczesali całe miasto. Rozumiesz,
całe. I kiedy zbierzesz ludzi wyrusz za mną do "Nowego początku".
– Tak jest! – odpowiedział Kardis i odmaszerował w stroję członka
zajmującego się komunikacją.
Veratis ruszył szybko w stronę znajdującego się niedaleko transportowca gąsienicowego
i wyruszył ze swoim małym oddziałem w kierunku zniszczonego okrętu. Nie
spodziewał się tego co zobaczył. Tego "czegoś" nie można było nazwać
krążownikiem. To była mała, okrągława bryła adamantium z bocznymi dziurami
prowadzącymi do najgłębszych części statku. A tam chciał się wybrać Arcymagos.
Wszedł do cuchnącej starością i gorącymi smarami przestrzeni. To już nie
wyglądało na kadłub, ale jak jakieś postrzępione blachy metalu. Mistrz Skitarii
miał rację. Były małe szanse, żeby STC mogło przetrwać, lecz nie tracił
nadziei. Wchodził coraz głębiej ze swoimi kapłanami. Porozumiewali się wszyscy
krótkimi i binarnymi wiadomościami nieprzerwanie wypływającymi z ich mózgów,
dlatego nie mówili nic. Byli coraz bliżej sejfu. Tak, wiedzieli że coś takiego
tutaj jest. Na jego arce znajduje się podobna i też bardzo gruba bryła czystego
i pancernego adamantium.
Już widział zarys wejścia, gdy otrzymał komunikat od Kardisa:
– Nikogo nie ma w całym mieście. Dosłownie nikogo. Przeczesaliśmy nawet
podziemia i znaleźliśmy dziwną salę z kopułą, lecz nikogo tam nie było i nic
tam się nie znajdowało.
Arkadian zaklął i dobiegł do sejfu. Położył dłoń na powyginaną w różne
strony blachę i zamknął oczy. Połączył się z maszynerią specjalnie wczepionym w
mózg implantem. Dzięki temu mógł porozumieć się natychmiastowo ze wszystkimi
maszynami w okolicy należącymi do Imperium. Wiedział już wszystko. Rozkazał:
Otwórz się! Sejf posłusznie zrobił to co mu kazano. Jedynie Arcymagos mógł to
zrobić, bo jego czip miał o wiele więcej wiedzy i możliwości od zwykłego
kapłana. Patrzył z radością na to co zobaczył, gdy pancerne drzwi się uchyliły.
Czarne i dziesięciocentymetrowe urządzenie nie wyglądało bogato i wspaniale, bo
nie miało takie być. To właśnie był Standardowy Szablon Konstrukcyjny.
Wyciągnął rękę i przybliżył do swojej twarzy piękną rzecz. Z jego oczu
popłynęły łzy. Dwanaście tysiącleci zajmowali się szukaniem tego reliktu,
artefaktu, cudu. A teraz on ma go w swoich dłoniach. Nagle usłyszał dziwnych
dźwięk. Jakby cała komunikacja na planecie zniknęła. Zdziwił się, ale poczuł
zaraz jeszcze coś bardziej zaskakującego. Mała wibracja przeszła po całym
kadłubie. Zrozumiał o co chodzi. Sejf był zabezpieczony i to wielokrotnie. Po
wyciągnięciu STC natychmiast wysyłał gdzieś wiadomość. Tylko w jaki sposób?
Tego Arcymagos chciałby się dowiedzieć, lecz zaraz usłyszał głośny świst i
wybuch oraz kanonadę dział i karabinów. Schował cud do sejfu i zamknął go.
Wybiegł z kapłanami jak najszybciej potrafił i stanął jak wryty widząc, co sie
tutaj wydarzyło. Jego wojska nie istniały. Cała brygada Skitarii nie żyła. Po
prostu zanihilowała się. W oddali zobaczył wysokie na wiele kilometrów dymy i
nieprzerwane, miarowe wybuchy. To składy amunicji i... generatorów. To
oznaczało tylko jedno. Zostali sami na tej obrzydliwej planecie, gdzie znajduje
się artefakt Adeptus Mechanicus.